Dlaczego Z?
Chyba nikt nie przypuszczał, że Koszmarne Gąszczu Kołysanki, gra główna Hardkonu 13, okaże się jednym z „tych larpów”. Tych, które żyją w głowach i sercach jeszcze przez długie tygodnie. O których opowieści stają się zabójczą trucizną dla przyjaźni z nielarpowcami, bo ile w końcu można O TYM słuchać.
Szykując się do kolejnego Hardkonu wiedzieliśmy, że nie musimy się martwić o reklamę i frekwencję. Z naszych wyliczeń wynikało, że z łatwością osiągniemy granice pojemności goszczącego nas od lat Przystanku Alaska. Natomiast stopniowo coraz bardziej przerażał nas pułap oczekiwań wobec kolejnej edycji.
Zasłyszany na Falkonie pojazd przy piwie treści: „jeździłem na Hardkon zanim to było modne” mile łechtał ego, ale zapalił też czerwoną lampkę. Alarmy zawyły z całą mocą gdy na twarzoksiążce pojawiła się grupa „Nie mogę spać bo Hardkon”.
Z oczekiwaniami jest pewien problem. Otóż mogą one rosnąć w nieskończoność, w odróżnieniu od możliwości i talentów nawet najzdolniejszych organizatorów na świecie. Wiedzieliśmy, że nawet jeśli uda nam się w tym roku, w którymś kolejnym nie sprostamy wymaganiom i wyobrażeniom. Ostatnią rzeczą, którą chcieliśmy usłyszeć to „To już nie ten Hardkon, co kiedyś”.
Jedyne sensowne rozwiązanie było bolesne, ale pozwalało nam zamknąć naszą opowieść w najlepszym momencie. Woleliśmy pozostawić po sobie piękne wspomnienie, niż za jakiś czas roztopić się w rozczarowaniu.
Zostało nam tylko jedno do zrobienia: zorganizować ostatni Hardkon najlepiej jak potrafimy. Hardkon, o jakim zawsze marzyliśmy. Taki, który stanie się inspiracją dla następnego pokolenia organizatorów. Nie wątpiliśmy bowiem ani przez chwilę w to, że przy innym ogniu, w inną noc rok później, spotkamy się znów na Alasce na larpowej imprezie.
Czy Hardkon Z był najlepszym festiwalem larpowym, ogromnym i potężnym?
Nie.
Czy był taką imprezą, jaką wyobrażaliśmy i wymarzyliśmy sobie w 2006 roku?
Tak.
Dokładnie tak. Od pierwszego dnia konwentu, w trakcie którego rozegranych zostało 11 larpów, w tym 5 jednocześnie, przez najbardziej skomplikowaną i obłąkaną grę główną jaką widziała scena larpowa w tym kraju, po epicki melanż p.t. „Urodziny króla lata”. Zrealizowaliśmy wielkie marzenie. Trzeba było wyruszyć dalej.
No dobrze, skoro to wieczór szczerości... Było coś jeszcze.
Wbrew temu co może się wydawać, nie jesteśmy bezdusznymi technokratami, którzy cierpliwie analizują listy akredytacyjne, a w trudnych chwilach pomocy szukają u marketingowych guru. Mamy w sobie kilka genów kaszubskich wiedźm.
Nikt już nie pamięta jak to się zaczęło, ale od lat wracając z Alaski prawie zawsze uruchamiamy w samochodzie Wyrocznię Radiową. Mechanizm jest prosty. Zadajemy pytanie, przełączamy stację i czekamy na następną piosenkę. Jej tytuł, refren, albo zwrotka stanowi treść przepowiedni. Kiedy pakowaliśmy się ostatniego dnia H13 ustawiliśmy 300Gb muzy na losowe wybieranie.
W pewnym momencie biegając w tą i z powrotem po Alasce nasze mrówcze ścieżki skrzyżowały się na środku placu pod totemem. Postanowiliśmy poprosić Wyrocznię o wróżbę na następny Hardkon. Oto co odpowiedział nam los za pośrednictwem random playera na laptopie:
Nie to żebyśmy zaraz w to wszystko wierzyli, ale jednak. True story. Trochę nas to wtedy zaskoczyło, ale ziarenko zostało zasiane. Siedmiomilowy wąż najwyraźniej miał dotrzeć do swego zachodu.